Przytłaczające przeciwności losu łatwo mogą wprawić nas w zniechęcenie.
Z racji tego, iż tak wiele musi być zrobione, możemy łatwo stracić zapał i w ostatecznym rozrachunku nie zrobić nic. Z racji tego, iż tak wiele jest ludzi, do których potrzebujemy dotrzeć, łatwo jest zapomnieć, że Bóg chce nas użyć przede wszystkim wśród tych, którzy znajdują się w strefie naszego bezpośredniego wpływu.
Czy kiedykolwiek czułeś się w ten sposób? Ja tak.
Pamiętam moment, gdy pierwszy raz poczułem się przytłoczony odpowiedzialnością wynikającą z mojej pracy duszpasterskiej. Moje życie było spokojnie i poukładane. Z małej miejscowości w południowym Teksasie, w której się urodziłem, przeprowadziłem się wraz z rodziną do Houston, gdzie mieszkaliśmy podczas mojej nauki w liceum. Nasz dom był mały i przytulny. Dawał przyjemne poczucie bezpieczeństwa w otoczeniu zacisznego sąsiedztwa. Po tym jak się ożeniłem, odbyłem służbę wojskową w Korpusie Piechoty Morskiej, a następnie studiowałem w seminarium teologicznym. Cynthia i ja zaczynaliśmy angażować się w służbę Bogu, która była jak cała nasza przeszłość… skromna, przyjemna oraz udana. Nasze dzieci były małe, życie raczej nieskomplikowane, a zakres pełnionej służby ograniczony i dość wygodny.
To właśnie wtedy Bóg powołał mnie do służby w Kalifornii. Nagle wszystko się zmieniło. Podczas gdy samolot zniżał się nad Los Angeles, do którego lecieliśmy, aby ubiegać się o prowadzenie rosnącej wspólnoty, ogarnęło mnie to przytłaczające uczucie. Wyjrzałem przez małe okienko w samolocie i ujrzałem, jak mila po mili przetaczało się pod nami morze domów, autostrad, budynków. Próbowałem sobie wyobrazić usługiwanie ludziom w tej olbrzymiej metropolii. Pomyślałem: “Czy to w ogóle możliwe, by ogarnąć to wielkie wyzwanie? Jak dotrzeć do tych milionów ludzi w południowej Kalifornii?”
Nagle odczułem, jakby Bóg łagodnie przypomniał mi o czymś, co sam sobie często powtarzam: “Nigdy nie dotrę do nich wszystkich – to jest po ludzku niemożliwe.” Jednakże jestem odpowiedzialny za tych, z którymi jestem w kontakcie i z Bożą pomocą mogę mieć wpływ na ich życie.
Przestałem zwracać uwagę na ogrom tego, co nieosiągalne i zacząłem poświęcać czas i energię temu, co osiągalne: konkretnym ludziom, do których Bóg prowadził mnie, abym im pomógł. Możesz nazwać moją wizję ograniczoną, ale takie podejście wniosło wiele spokoju do mojego życia.
To może sprawdzić się również u ciebie.
Nie jesteś w stanie zrobić wszystkiego. Nie możesz wziąć na siebie odpowiedzialności za całe miasto, aż po jego rozległe granice. Nie możesz zbawić w pojedynkę całego regionu. Nikt nie może! Ale jesteś w stanie pomóc tym, którzy znajdują się w twojej “strefie wpływu”. Spokój umysłu przychodzi wraz ze świadomością tego, że przynajmniej w ich życiu, twoja obecność może przynieść zmianę na lepsze.
Przeczytałem niedawno ciekawą historię. Pewien biznesmen oraz jego żona wzięli kilka dni wolnego, aby odpocząć w hotelu nad brzegiem oceanu. Podczas jednej z nocy przyszła gwałtowna burza, powodując wielkie fale.
W końcu wiatr ucichł. Tuż przed świtem mężczyzna wstał z łóżka i wybrał się na spacer wzdłuż plaży, aby obejrzeć, jakie szkody zostały wyrządzone. Podczas spaceru zauważył, że plaża była dosłownie pokryta rozgwiazdami, które zostały wyrzucone na brzeg i leżały bezradnie wszędzie wokół. W momencie gdy poranne słońce zaczęłoby prażyć przez chmury, rozgwiazdy zaczęłyby wysychać, aż w końcu umarłyby.
Nagle mężczyzna zauważył coś ciekawego. Mały chłopiec podnosił jedną rozgwiazdę po drugiej, zanosząc je z powrotem do oceanu.
“Dlaczego to robisz?” Mężczyzna zwrócił się do chłopca z pytaniem, gdy tylko zbliżył się na wystarczającą odległość, by być usłyszanym. “Nie widzisz, że nigdy nie będziesz w stanie zanieść wszystkich tych rozgwiazd do wody? Co za różnica, skoro i tak ich jest zbyt wiele?”
Chłopczyk westchnął, podniósł kolejną rozgwiazdę i wrzucił ją do oceanu. Następnie, patrząc jak zanurza się wodzie, zerknął na mężczyznę, uśmiechnął się i powiedział: “Ale na pewno zmieni to coś w życiu tej jednej rozgwiazdy.” Biznesmen przystanął… i on również po chwili zaczął przenosić rozgwiazdy.
To prawda, jedna osoba nie może pokonać wszystkich przeciwności. Zawsze będzie więcej ludzi, do których potrzeba dotrzeć, niż czasu i sił, którymi dysponujemy. Jednak każdy z nas może mieć wpływ na kilka osób z naszego otoczenia. Jak niewłaściwe byłoby zaprzestać pomagać komukolwiek, tylko dlatego, że nie jesteśmy w stanie pomóc wszystkim.
Możesz mieć wpływ na życie drugiego człowieka. A ponieważ możesz… musisz! Polegaj na Bogu, który nagradza i pomnaża twoje starania, nawet jeżeli wydają ci się mało znaczące. Wielokrotnie już przekonałem się, że Bóg docenia wierność.
Za: Charles R. Swindoll, “You Can Make a Difference”, w: The Finishing Touch: Becoming God’s Masterpiece (Dallas: Word, 1994), s. 186-87. Wszelkie prawa zastrzeżone.