Moje życie nie jest głównym wątkiem

Każdy patrzy na życie z innej perspektywy.

Mam znajomego, który pojmuje swoje życie jako wielki zegar. Wszystkie możliwości czy zadania rozpatruje on pod kątem czasu, jaki musiałby im poświęcić. Inny przyjaciel lubi opisywać swoje życie jako wielką symfonię, w której natężenie dźwięku i dynamika wciąż się zmieniają.

Ja postrzegam swoje życie jako opowieść.

Życie każdego człowieka ma swój początek, rozwinięcie i koniec. Czasem kończy się ono jak komedia, innym razem jak tragedia. Wielokrotnie mamy poczucie wielkiej niewiadomej. Wierzymy w szczęśliwe zakończenie, ale o tym przekonujemy się na samym końcu, w scenie finalnej.

Choć wszystko to prawda, zauważam jedną zasadniczą wadę takiej perspektywy. Mamy tendencję, by myśleć o swojej opowieści jako czymś autonomicznym, wyizolowanym. Zbyt często zapominamy, że nasze życie jest tylko skromną częścią w znacznie większej historii.

Może myślisz: “Jaka w tym różnica?” Pozwól mi to wyjaśnić.

Jeśli postrzegam swoje życie jako własną, odrębną opowieść, to automatycznie odgradzam się od tego, co przychodzi po mnie. Nie jestem wówczas zbytnio zainteresowany tym, czy moje życie pozostawi po sobie jakiś ślad. Wyjątkiem jest, gdy przejawiam ambicję, by być zapamiętanym. Kiedy umrę, moja opowieść w sposób naturalny zakończy się i ktoś inny rozpocznie swoją.

Takie myślenie może przerodzić się w dwie skrajności: założenie, że wartość mojego życie jest nadrzędna lub odwrotnie – że jest ono zupełnie bez znaczenia.

Co więcej, jeśli moje życie jest odrębną opowieścią, to zaczęła się ona w momencie moich narodzin. Jaki jest więc sens interesowania się tym, co było przede mną? Mam wrażenie, że my, Amerykanie, niewiele zastanawiamy się nad własnym dziedzictwem. Jesteśmy ewentualnie zainteresowani tym, czy mieliśmy piratów lub podróżników w naszym drzewie genealogicznym. Stanowiłoby to barwną ciekawostkę. Nie zmienia to jednak naszego myślenia ani nie wpływa na nas w żaden sposób.

Jeżeli zakładam, że moja opowieść zaczęła się w dniu moich narodzin, czuję się niejako odseparowany, żyję na własną rękę. Stawiam się w pozycji osoby, która zdana jest tylko na siebie, odkrywającej świat bez jakichkolwiek rad i wskazówek. Skazuję się na popełnianie błędów, wynikających z działania w pojedynkę. Rezygnuję z uczenia się ze zwycięstw i porażek innych.

Jeśli traktuję swoje życie jako wyizolowaną opowieść, gdy bieg wydarzeń obiera inny kierunek niż zamierzyłem, zaczynam panikować. Myślę sobie: “to przecież powinno było zadziałać!”, “miało być tak pięknie!” Gdy dzieje się inaczej, stwierdzam, że moja opowieść jest niewiele warta. Ten sposób myślenia jest równie groźny jak wymuszanie szczęśliwego zakończenia za wszelką cenę. Ale jest to niemal nieunikniony efekt myślenia o swojej opowieści w oderwaniu od szerszego kontekstu.

Tu wyłania się kolejny problem. Jeżeli moja opowieść jest wszystkim, co się liczy, porażki w moim życiu pozostają tylko moją, osobistą sprawą. Są one niczym chaotycznie porozrzucane wraki statków, opuszczone przez prądy płynącej historii. Wszytko, co pozbawione przyjemności, wydaje mi się stratą czasu. Powoduje to we mnie gniew, frustrację i gorycz. Szukam więc osobistego szczęścia i przyjemności we wszystkim, co się dzieje, za wszelką cenę.

A przy tym tego niepokoju i rozczarowania można by uniknąć za pomocą prostego spojrzenia na własne życie jako wątku w o wiele większej historii.

Z początku patrzenie na własny los jako jedynie skromny rozdział w biegu dziejów może ugodzić w naszą dumę. W rzeczywistości jednak jest to największy dar, jaki możemy otrzymać. Dzięki tej szerszej perspektywie widzimy, jak opowieści tych, którzy byli przed nami, wciąż mają wpływ na nasze życie. Możemy uczyć się z ich błędów i dzięki ich przykładowi unikać porażek. Rzeczy, z którymi oni się zmagali, oraz wnioski, które udało im się z tego wyciągnąć, są lekcją dla nas.

Ale perspektywa ta jest pomocna nie tylko ze względu na doraźne praktyczne korzyści.

Jeżeli nasza opowieść jest rozdziałem w ponadczasowej Bożej historii, to odkrywamy prawdziwy sens we wszystkim, co nas spotyka. Katastrofy nie są tylko przypadkowymi zrządzeniami losu. Nie zawsze możemy rozumieć, dlaczego coś się wydarzyło, ale jako chrześcijanie możemy być pewni, iż ma to swoje znaczenie. Wszystko jest bowiem częścią historii Bożego autorstwa.

Jeśli zaczynamy martwić się, że nasz wątek może nie zakończyć się szczęśliwie, pociechą jest to, że nie jest on zakończeniem całej historii. Nasze opowieści i Boża historia rozwijają się równolegle ku wieczności. Nasze wybory oraz działania będą rozchodzić się niczym kręgi na wodzie, coraz dalej i dalej, wywierając wpływ na innych. Wpływ, który wykroczy poza doczesność.

Nie jesteśmy sami. Nie prowadzimy bezcelowego życia. Jako ludzie wierzący bierzemy udział w niesamowitej przygodzie, która będzie trwać wiecznie.

Zmiana perspektywy może zmienić bieg naszego życia i… bieg historii świata.

Copyright © Insight for Living, Inc. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Opublikowany w temacie: Relacja z Bogiem.

David Carl zajmuje się pracą wśród najmłodszych w kościele Stonebriar Community Church we Frisco w Teksasie. Koordynuje program dla dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym. Wcześniej, przez 12 lat był częścią zespołu Insight for Living, jako twórca i reżyser Paws & Tales, chrześcijańskiego programu radiowego dla dzieci.