1 List do Tesaloniczan 2,8-12
Nigdy nie zapomnę nocy, w którą umarł mój tata.
Opuścił ziemię tak, jak żył. Cicho. Łagodnie. Z godnością. Bez żądań, ostrych słów czy nawet grymasu niezadowolenia. Oddał się – zmęczony, kruchy, pokorny – w oczekujące go ramiona Zbawiciela. Śmierć, samolubny i przeklęty wróg człowieka, wygrała kolejną bitwę.
Gdy odgarnąłem włosy z jego czoła i pocałowałam na pożegnanie, w mojej głowie odezwały się wspomnienia z dzieciństwa.
Kiedy uczyłem się jeździć na rowerze, był tam.
Kiedy zmagałem się z tabliczką mnożenia, jego dowcip usuwał problemy.
Kiedy odkryłem przygodę jaką jest prowadzenie samochodu, był blisko, aby mnie wspierać.
Kiedy dostałem moją pierwszą pracę (jako dostarczyciel gazet), nauczył mnie, jak zwiększyć ilość subskrybentów i zgarnąć premię. Zadziałało!
Kiedy wspomniałem o pewnej młodej kobiecie, w której się zakochałem, wziął mnie na bok i powiedział mi o odpowiedzialności za jej dobro i szczęście.
Kiedy w wojsku było trudno, dyscyplina, której nauczyłem się od niego, ułatwiła mi przetrwanie.
Od niego nauczyłem się zastawiania sideł na krewetki oraz łowienia fląder, pstrągów i okoni. Pokazał mi, jak otwierać muszle ostryg i jak usmażyć kraba na patelni, jak zrobić tratwę ze starych dętek i pokrowce na broń palną. Raz za razem zdumiewała mnie jego zdolność do robienia rzeczy w rodzaju podtrzymywania ognia podczas deszczu, grania na harmonijce z rękami za plecami i powstrzymywania trzech upartych dzieciaków od rozniesienia całego domu.
Tamtej nocy zdałem sobie sprawę, że muszę mu podziękować za patriotyzm, który we mnie wszczepił. I za wiedzę, jak we wrażliwy sposób odnosić się do mojej żony. I za umiejętność śmiania się z rzeczy niemożliwych. I za niektóre z nawyków, jakie od niego przejąłem, jak traktowanie ludzi z pozytywnym a nie negatywnym nastawieniem, kończenie tego, co zacząłem, dbanie o swoje rzeczy osobiste, utrzymywanie butów w czystości, mówienie a nie mamrotanie, szacunek dla autorytetu i samotne (jeśli to konieczne) stawanie w obronie osobistych przekonań, na przekór utartym opiniom.
Za te rzeczy jestem głęboko wdzięczny człowiekowi, który mnie wychował.
Pewne zapachy i dźwięki wciąż przypominają mi o moim tacie. Duszone ostrygi. Oceaniczna bryza. Dym z drogiego cygara. Nostalgiczny skowyt harmonijki. Lakier samochodowy. Zabawne piosenki z lat 30-tych i 40-tych. Świeżo skoszona trawa. Woda po goleniu Old Spice.
Ponieważ wpływ ojca na rodzinę jest tak mocny i trwały, myślę, że lepiej rozumiem, co Biblia ma na myśli, gdy Apostoł Paweł pisze:
Będąc tak pełni życzliwości dla was, chcieliśmy wam dać nie tylko naukę Bożą, lecz nadto dusze nasze, tak bowiem staliście się nam drodzy… Wiecie: tak każdego z was zachęcaliśmy i zaklinaliśmy, jak ojciec swe dzieci, abyście postępowali w sposób godny Boga, który was wzywa do swego królestwa i chwały. (1 List do Tesaloniczan 2,8.11-12)
Muszę przyznać, że większości rzeczy mój ojciec uczył mnie pośrednio – raczej za pomocą przykładu niż wyraźnego stwierdzenia. Nie pamiętam jego wyraźnych deklaracji na temat miłości, pamiętam za to przykład jego postępowania.
Jego życie kręciło się wokół mojej matki. Tego jestem pewien. Kiedy odeszła dziewięć lat wcześniej, coś z niego także umarło. Był z nią złączony i są teraz razem z naszym Panem. W największej bliskości, jaką można sobie wyobrazić.
W tym moja siostra, mój brat i ja znajdujemy naszą największą pociechę – że są teraz na zawsze z Panem – uwolnieni na wieczność od bólu, starzenia się i śmierci. Bezpieczni w Jezusie Chrystusie. W domu z Nim. I ze sobą.
Tamtej nocy pożegnałem się z nim. Można byłoby pomyśleć, że to było łatwe, ponieważ jego choroba trwała ponad trzy lata. Dobrze pamiętam niedzielę, kiedy miał pierwszy z serii udarów. Stało się to podczas mojego kazania. Bóg dał mu jeszcze kilka lat, aby nauczyć nas doceniać rzeczy, które uważamy za oczywiste.
W swojej spuściźnie zostawił gęsto pozakreślaną Biblię, która jest dla mnie bardzo cenna, uczucia, których potrzebuję, aby głębiej zapuścić moje korzenie i tysiące wspomnień, które mnie pocieszają, gdy odrzucenie zastępuję akceptacją i pochwałą.
Oczekuję otwarcia bram niebios w niezbyt odległej przyszłości. Podobnie jak inni chrześcijanie, którzy z niecierpliwością oczekują na powrót Chrystusa. Większość z nich spodziewa się usłyszeć miękkie struny harf lub przenikliwy dźwięk trąb.
Lecz nie ja. Ja spodziewam się usłyszeć nostalgiczne brzmienie harmonijki… trzymanej przez człowieka, który tamtej nocy… Czy na pewno umarł? Wspomnienia są tak świeże jak dzisiejszy poranek.
W swojej spuściźnie mój ojciec zostawił gęsto pozakreślaną Biblię i tysiące wspomnień, które są dla mnie pocieszeniem w trudnych sytuacjach.
— Charles R. Swindoll TweetujWyjęte z: Come Before Winter and Share My Hope, Copyright © 1985, 1988, 1994 Charles R. Swindoll, Inc. Wszelkie prawa zastrzeżone. Użyto za zgodą.