Ponad 2000 lat temu Maria i Józef udali się w podróż z rodzinnego miasteczka Nazaret do odległego Betlejem. Niemal dokładnie 2000 lat wcześniej Jakub, wnuk Abrahama, i jego żona Rachela przemierzali podobną drogę – w stronę południowych krańców krainy Kanaan.
Obie te pary odbywały swoją długą podróż, spodziewając się dziecka. Józef i Maria zdążyli dotrzeć do celu wędrówki na kilka godzin przed porodem. Syn Jakuba i Racheli, Beniamin, urodził się w trakcie podróży. Niestety, Rachela zmarła tuż po porodzie. Pochowano ją u wrót osady, w pobliżu której się zatrzymali, a którą późniejsi mieszkańcy tych terenów nazwali Betlejem (zob. Księga Rodzaju 35,19).
Przedwczesna śmierć Racheli stała się zapowiedzią żałoby, jaka miała ogarnąć Betlejem i pobliskie tereny w czasach proroka Jeremiasza: Rachel opłakuje swoich synów, nie daje się pocieszyć, bo już ich nie ma. (Księga Jeremiasza 31,15)
Prorocze znaczenie jej śmierci znalazło jednak swoje ostateczne wypełnienie w wydarzeniach towarzyszącym przyjściu na świat Jezusa Chrystusa. Zaniepokojony wieściami o narodzinach nowego króla, Herod Wielki nakazał eksterminację wszystkich niemowląt płci męskiej na terytorium Betlejem. Ewangelista Mateusz połączył ten smutny incydent ze starotestamentowym proroctwem Jeremiasza (Ewangelia Mateusza 2,17-18).
Każdy ruch rodziny Chrystusa – podróże, przeprowadzki, ucieczki – inspirowany był bezpośrednim poleceniem Boga dla Józefa. Pierwszorzędnym celem tego przemieszczania się było oczywiście zapewnienie bezpieczeństwa małemu Jezusowi. W tym samym czasie jednak, niemal niepostrzeżenie, każda z przeprowadzek (Nazaret-Betlejem-Egipt-Nazaret) wpisywała się w niewiarygodnie precyzyjne przepowiednie Starego Testamentu na temat narodzin i życia Mesjasza – na co raz po raz zwraca nam uwagę autor pierwszej Ewangelii. Wątpliwe, by ktokolwiek był świadomy faktu “wypełniania się Pism” w momencie, gdy te wydarzenia miały miejsce. Patrząc jednak wstecz, pierwsi chrześcijanie dostrzegli genialną Bożą reżyserię każdego szczegółu życia Jezusa.
Sposób, w jaki Bóg układa okoliczności naszego życia, często wydaje się być bez ładu i składu. Latami modlimy się o podźwignięcie z choroby, nawrócenie przyjaciela, uzdrowienie relacji w rodzinie. Zmagamy się z problemami w pracy i z konfliktami w swojej parafii czy zborze. Pojawiają się promyki poprawy, by po chwili przysłoniły je nowe warstwy kłopotów. Mozolnie zabiegamy o stabilne i w miarę wygodne życie, ale niespodziewane wydarzenia co rusz tę naszą kruchą stabilność burzą. Jaki to ma wszystko sens?
Zwykle dopiero patrząc wstecz, z perspektywy wielu lat, potrafimy dostrzec Bożą rękę w tych różnych zwrotach naszego życia. Ze zdumieniem odkrywamy, jak Bóg – przeprowadzając nas przez wzloty i upadki – realizował konsekwentnie swój długofalowy plan. Wszystko to czemuś służyło. Były to lekcje w Bożej szkole, w której nie można było przeskoczyć kilku klas naraz. Celem tej edukacji była nasza dojrzałość. Wyposażeni w mądrość życiową i pokorę, możemy teraz o wiele lepiej pomagać innym w ich problemach.
Biblia nie zdradza nam, czy Józef zmagał się wewnętrznie z tymi z pozoru pozbawionymi logiki poleceniami Boga. Nie zauważamy, by kiedykolwiek buntował się przeciw Bożemu prowadzeniu. Z ufnością zabierał swoją rodzinę w kierunku, który wyznaczał Duch Święty. I w tym może być dla nas wzorem. W ostatecznym rozrachunku nie chodzi bowiem o to, czy dokładnie rozumiemy Boże polecenia, ale czy jesteśmy im posłuszni.
Bóg układa nasze życie w zadziwiający sposób. Jego prowadzenie w każdym przypadku okazuje się być tym najlepszym z możliwych. Nasz wzrok sięga tylko po horyzont. Bóg od początku zna koniec każdej historii.
Za: Wayne Stiles, “God’s Unusual Leading”, w: Insights (Grudzień 2006): s. 2. Copyright © 2006 Insight for Living. Wszelkie prawa zastrzeżone.