Kiedy przywołujemy w pamięci wydarzenia z życia Jezusa, natychmiast przychodzą nam na myśl “wielkie” momenty w Jego służbie – chrzest, kazanie na górze, przemienienie, niezwykłe cuda. A przede wszystkim, Jego śmierć i zmartwychwstanie.
Musimy jednak pamiętać, że misją Jezusa było służyć ludziom. Jego słowa i czyny skierowane były do konkretnych osób, które potrzebowały Nauczyciela i Wybawcy, a nie religijnych fajerwerków.
Gdybyśmy mieli sporządzić listę osób, z którymi stykał się Jezus, z pewnością umieścilibyśmy na niej dwunastu uczniów, zapewne także faryzeuszy, Heroda, Piłata, może jeszcze Zacheusza, Nikodema, Łazarza.
A co z kobietami? Ile imion kobiet, które towarzyszyły Jezusowi, udałoby się nam dodać do naszej listy? Spójrzmy prawdzie w oczy – z tym mielibyśmy większe problemy.
A jednak, kiedy dokładniej przyglądamy się działalności Jezusa, nie sposób nie zwrócić uwagi na to, jak szerokie było grono kobiet towarzyszących Chrystusowi i z jakim zapałem angażowały się one w Jego służbę. Dla współczesnego czytelnika nie wydaje się to może aż tak rewolucyjne, ale w tamtej kulturze była to sprawa szokująca.
Nas scena, w której Jezus rozmawia z jakąś kobietą, nie bulwersuje. W I wieku naszej ery było to jednak zachowanie obrazoburcze. Kobietę traktowano wówczas jako własność mężczyzny. Prawo do decydowania o losie kobiety należało do jej ojca, po zamążpójściu – do jej męża, a w przypadku owdowienia – do jej najstarszego syna. Z opinią kobiet rzadko się liczono. Nikt nie zawracał sobie głowy ich głębokimi potrzebami czy marzeniami. Ich życie miało wartość tylko w kontekście relacji z mężczyzną.
Kobiety znajdowały się na dnie drabiny społecznej. Uważano, że są odpowiedzialne za zło, które panuje w świecie. Jeśli przyłapano kobietę na rozmowie z nieznajomym mężczyzną w miejscu publicznym, niemal automatycznie zakładano, że musi ich łączyć pozamałżeńska relacja seksualna. W takim przypadku cała wina spadała na kobietę. Rozwód był najlżejszą karą, jakiej mogła się spodziewać.
Kobietom nie pozwalano spożywać posiłków w tym samym pomieszczeniu co mężczyźni, odmawiano im prawa do edukacji w szkołach rabinackich, zakazywano im wstępu na wewnętrzny dziedziniec świątyni. Choć wydaje się to nie do wiary, każdy pobożny faryzeusz co ranka dziękował Bogu, że nie urodził się poganinem, niewolnikiem albo… kobietą.
Ale znalazł się ktoś, kto nie podzielał tych poglądów.
Jezus rozmawiał z kobietami. Odnosił się do nich życzliwie i z szacunkiem. Interesował się ich problemami. Pomagał im. Wyciągał je z opresji demonicznych, uzdrawiał je, uwalniał od wstydu i poczucia winy. Takie zachowanie wprawiało współczesnych Jezusowi Żydów w osłupienie. Rabbi z Nazaretu rozmawia z kobietą samarytańską – w świetle dnia! Jeszua całowany w stopy przez grzesznicę w domu wybitnego faryzeusza! Tego typu tytuły nie schodziły z pierwszych stron ówczesnych tabloidów.
Jezus świadomie łamał zwyczaje religijne swoich czasów – po to, by docierać ze swoim przesłaniem do jak najszerszego grona słuchaczy. Wbrew obowiązującym wzorcom nie nauczał tylko w synagogach, gdzie słuchaliby Go głównie mężczyźni. Najchętniej przemawiał na otwartej przestrzeni, na zboczach wzgórz, na placach, przy studniach, a także w części świątyni dostępnej dla kobiet. Używał ilustracji, które każda kobieta mogła łatwo zrozumieć – zgubiona moneta, kwas chlebowy, zdesperowana wdowa.
Chrystus nie tylko zapraszał kobiety, by przysłuchiwały się Jego nauczaniu. Wiele z nich wezwał po imieniu, by porzuciły grzeszne życie i naśladowały Go. Nie jest przypadkiem, że tak wiele spośród odnotowanych w Biblii spotkań Jezusa z konkretnymi ludźmi to rozmowy z kobietami. Spora część opisanych w ewangeliach uzdrowień dotyczyła przedstawicielek płci żeńskiej. Nic dziwnego, że wśród Jego najwierniejszych zwolenników i przyjaciół było tak wiele kobiet.
Jestem przekonany, że Jezus, widząc entuzjastyczną i wytrwałą wiarę tych kobiet, musiał być pod wielkim wrażeniem. Jego dobroć i życzliwość budziły w nich autentyczną wdzięczność i miłość. Chrystus nie kategoryzował ludzi według płci, ale według wiary. W rzeczywistości Królestwa Bożego kobiety i mężczyźni mieli tę samą wartość. Dla Jezusa liczyło się tylko to, co kryło się w sercu tych, których spotykał. Pod tym względem kobiety niejednokrotnie wyprzedzały mężczyzn.
Zadziwia mnie, z jaką konsekwencją Nowy Testament przekazuje nam jednoznacznie pozytywny obraz kobiet towarzyszących Jezusowi. Ewangelie podkreślają, że były to osoby oddane sprawie, gotowe do poświęceń, chętne, by służyć. Czy były doskonałe? Oczywiście, że nie. Czy były nienagannymi uczniami Chrystusa? W żadnym wypadku.
One po prostu stały blisko Niego w każdym momencie Jego misji. Jego miłosierdzie zdobyło ich serca i nic nie mogło tego zmienić. Nie potrzebowały być w gronie dwunastu apostołów, najbliższych adiutantów Jezusa. Wystarczały im role drugoplanowe, często anonimowe, byleby tylko mogły być częścią tego, co czynił ich Mistrz.
W rzeczywistości, waga ich zaangażowania była nie do przecenienia. Znajdujemy informację, że wiele kobiet wspierało służbę Jezusa i Jego uczniów z własnych zasobów finansowych. Zapewne troszczyły się o strawę dla całej grupy. Ale kobiety nie tylko siedziały w kuchni. Każdą wolną chwilę spędzały u stóp Jezusa, rozmawiały z Nim, uczyły się zasad Królestwa Bożego. Wspierały Jezusa w trudnych momentach. Szły razem z Nim na miejsce kaźni, stały pod krzyżem tak długo, jak to było możliwe. Zajęły się sprawą zabalsamowania Jego ciała.
Oto one – odważne, oddane, mądre. Poświęciły swoje życie czemuś nieskończenie wielkiemu. Zadedykowały wszystko, co miały, Mesjaszowi. Wsparły Syna Bożego w Jego ziemskiej misji – a On przyjął je do grona swoich przyjaciół. Były z Nim, gdy rozpoczynał swoją działalność, były z Nim, gdy przemierzał galilejskie i judzkie miasteczka, były z Nim na Golgocie, były u Jego grobu. Były pierwszymi świadkami zmartwychwstania.
O jednej z tych niezwykłych kobiet Jezus powiedział: Zaprawdę mówię wam, gdziekolwiek na całym świecie będzie głoszona ta Dobra Nowina, będzie również opowiadane na jej pamiątkę to, co uczyniła. (Ewangelia Mateusza 26,13)
Losy tych kobiet pokazują, w jaki sposób Jezus może zmienić życie człowieka. Każda historia jest inna, ale w każdej z nich widać Bożą moc, która odbudowuje to, co było chore i zrujnowane, zmienia życiową perspektywę, obdarza godnością i nadzieją. Niektóre z tych kobiet musiały przewartościować swoje priorytety. Inne potrzebowały posprzątać bałagan, jaki panował w ich życiu. Jeszcze inne zostały wezwane do prostej wiary, nieskrępowanej przesądami i religijną tradycją. Kobiety te zrobiły to, do czego je wezwano – i stały się przykładem dla nas, na naszej drodze wiary.
Postawa tych cichych bohaterek Nowego Testamentu jest dla nas wyzwaniem. Czy potrafimy wznieść się ponad nasze współczesne społeczne i religijne przesądy, i patrzeć na każdego człowieka Bożymi oczami? Czy z oddaniem naśladujemy Syna Bożego? Czy chętnie pełnimy role drugoplanowe, usatysfakcjonowani bliskością naszego Mistrza? Czy jesteśmy radosnymi świadkami Chrystusa wobec naszego pokolenia?
Na podstawie: Women in the Life of Jesus (Plano, Tex.: IFL Publishing House, 2011). Copyright © 2011 Charles R. Swindoll, Inc. Wszelkie prawa zastrzeżone.