Od czasu do czasu mam okazję usługiwać grupie wysoko postawionych oficerów naszej armii. Spotkania te to zawsze ubogacające doświadczenie. W jakim sensie? Ci mężczyźni to oddani chrześcijanie, którzy motywują się wzajemnie do wzorowej postawy i do wierności Bożym zasadom w swoim specyficznym środowisku pracy. Nie jest to łatwe i nierzadko spotyka się to z dezaprobatą przełożonych. Ale oni nie poddają się presji, by iść na kompromis.
W czasie jednej z naszych rozmów wypłynął temat wierności Bożym zasadom w dziedzinie seksualności. Niejako naturalnie dyskusja zeszła następnie na głębszy poziom, dotykając zagadnienia ukształtowanego, wypróbowanego charakteru.
Zapytałem, czy w ich pracy charakter ma aż tak kluczowe znaczenie. Natychmiast odpowiedzieli: “Oczywiście, że tak!” Determinacja, z jaką owi wierzący oficerowie walczyli o moralną integralność wywarła na mnie duże wrażenie. Było widać, że są w tym szczerzy i nie robią niczego na pokaz. Powiedziałem im, że świetnie by się sprawdzili w roli duchownych albo liderów chrześcijańskich wspólnot.
Momentalnie w grupie zapadła niezręczna cisza. Minęło kilka chwil nim jeden z mężczyzn przerwał milczenie. Wyjaśnił, że moja uwaga dotknęła pewnej wrażliwej sprawy, która dotyczyła wielu osób z ich grona. Chodziło o kościół. Większość z nich uczęszczała co niedzielę do tej samej wspólnoty lokalnej. “Była to wspólnota, w której z determinacją starano się nauczać i żyć według Bożego Słowa”, rozpoczął swoją opowieść jeden z oficerów, “wspólnota, gdzie kładło się duży nacisk na zdrowe relacje, wspólnota, gdzie można było w każdą niedzielę zakosztować wspaniałego czasu uwielbiana Boga, wspólnota, która cieszyła się szacunkiem nawet wśród władz miasta. Dopóty, dopóki …”
Ścisnęło mi żołądek. Wolałbym nie słyszeć, co stało się potem, chociaż doświadczenie podpowiadało mi dalszy ciąg tej historii. Mężczyzna kontynuował, “dopóki nasz pastor nie dopuścił się zdrady małżeńskiej, po czym on i kobieta, z którą miał romans, zostawili swoich małżonków i rodziny, i zamieszkali razem, twierdząc, że wszystko jest w najlepszym porządku. Naszą wspólnotę zostawili samej sobie. Minęło już sporo czasu od tego zdarzenia, a my wciąż próbujemy jakoś dojść do siebie po tym wszystkim.” Łzy, zakłopotane spojrzenia, głowy schowane w dłoniach… Aż nadto było widać, jak są wstrząśnięci. Ja również czułem się przygnębiony. Tak, ten kościół rzeczywiście był wspaniałym miejscem i szanowanym głosem w całej okolicy, dopóki …
Jestem zażenowany faktem, że wierność i wypróbowany charakter zdają się mieć daleko większe znaczenie wśród wojskowych niż wśród osób duchownych, moich kolegów po fachu. Co gorsza, w ostatnich latach epidemia niewierności zdaje się zataczać w gronie duchowieństwa coraz szersze kręgi.
A sprawę dodatkowo komplikuje fakt, że tego typu historie często się tuszuje. Lub, kiedy sprawa wychodzi na jaw, pozwala się splamionym grzechem niewierności pastorom i liderom zaskakująco szybko wrócić do pełnienia pasterskich obowiązków. Wszystko to w imię łaski i przebaczenia. Nie twierdzę, że w takich przypadkach nie ma miejsca na przebaczenie. Ale w jaki sposób doszliśmy do punktu, w którym w imię łaski tuszuje się niszczący wpływ grzechu i złamanego zaufania, minimalizując konsekwencje niewierności? Powtórzę jeszcze raz, Boże przebaczenie jest dostępne dla każdego, nawet w tego typu przypadkach. Ale przebaczenie to nie oznacza, że można automatycznie odzyskać zaprzepaszczony w wyniku niewierności duchowy autorytet i odpowiedzialną funkcję w Kościele Chrystusa. Boję się, że zbyt ochoczo minimalizujemy konsekwencje grzechu. Proces przebaczenia i odnowy trwa często podejrzanie krótko.
Zbyt ostre słowa? Porozmawiajcie z zawiedzionymi oficerami z Waszyngtonu albo członkami dziesiątków innych wspólnot, którzy w ostatnim czasie musieli zająć się mozolnym sprzątaniem bałaganu, zgotowanego im przez zwiedzonych na manowce pasterzy. Porozmawiajcie z żonami pastorów, którzy wybrali ramiona innych kobiet.
Przyjaciele, w tych sprawach nie możemy chować głowy w piasek. Nie stać nas na obniżenie standardów moralnej integralności. Na nowo musi zabrzmieć głos Apostoła Piotra, który wzywa wierzących, by “dołożyli wszelkich starań, aby ich wierze towarzyszyły dobre uczynki.” (2 List Piotra 1,5; tłum. Biblii Warszawsko-Praskiej)
Gdziekolwiek jesteś, cokolwiek robisz, dbaj o wierność. W domu, w pracy, w biznesie, w polityce, w armii, w kościele.
Trzymaj się Boga i Jego zasad. Bądź wierny!