Nigdy nie zapomnę dnia, w którym mój brat Orville wraz z rodziną opuścili nasz rodzinny dom, by udać się do Południowej Ameryki jako misjonarze.
Warto w tym miejscu wspomnieć, jakim człowiekiem był mój ojciec. Jestem zaskoczony, że w słowniku obok słowa odpowiedzialność nie widnieje jego imię! Jego zdaniem podejmowanie ryzyka było planowaniem porażki. Odpowiedzialni ludzie nie pozostawiają niczego przypadkowi. Wiara była dla niego opcją ostateczną, gdy poprzednie trzy, skrzętnie zaplanowane rozwiązania nie powiodły się…
Mój brat był natomiast człowiekiem, który szedł przez życie z głową w chmurach. Dla Orville’a życie nie było ekscytujące, dopóki Bóg nie stawiał przed nim nowych wyzwań. Niezwykle frustrowało to mojego ojca.
Po wspólnie zjedzonej kolacji, moja mama i siostra wyszły do kuchni, zostawiając siedzących przy stole mężczyzn. Orville siedział po jednej stronie stołu, ojciec po drugiej. Wtedy się zaczęło…
“Synu, ile macie pieniędzy na tak długą podróż?”
“Tato, nie martw się, poradzimy sobie.”
Zanim jednak zdążył zmienić temat, ojciec go przycisnął.
“Synu, lada chwila wyruszacie do Ameryki Południowej. Ile macie pieniędzy?”
Mój brat sięgnął więc do kieszeni i wyciągnął ćwierćdolarówkę. Położył ją spokojnie na stole i popchnął w stronę ojca. Gdy moneta dotarła do miejsca, w którym siedział mój ojciec, ten wziął ją do ręki i wykrztusił z siebie: “To wszystko, co masz?!”
Orville wybuchnął śmiechem i odpowiedział:
“Tak, czy to nie ekscytujące?”
To zdecydowanie nie były słowa, które w tym momencie przyszłyby do głowy mojemu ojcu. Tata potrząsnął głową, podniósł wzrok i powiedział:
“Orville, ja ciebie naprawdę nie rozumiem.”
Mój brat spoważniał. Spojrzał ojcu w oczy i powiedział:
“To prawda, nigdy mnie nie rozumiałeś.”
Lubię wyobrażać sobie mojego ojca i brata jako dwa odległe końce tyczki używanej przez linoskoczków do utrzymania równowagi. Mój brat pochylił się na linie z wiarą, robiąc kilka szybkich i mało przemyślanych ruchów. Nie wiem, jak dokładnie wyglądała ich podróż do Ameryki Południowej lub w jaki sposób zajmowali się tam dziećmi z Ermą, jego żoną, ale jestem przekonany, że nigdy nie byli głodni. Służyli tam przez ponad 30 lat.
Ojciec natomiast wychowywał się w czasie Wielkiego Kryzysu. Przez całe życie żył w obawie przed ubóstwem i nigdy nie doświadczył w pełni radości płynącej z zaufania Bogu. Radości, która towarzyszyła mojemu bratu, gdy podróżował do Ameryki. Mój ojciec był wierzący, ale nie rozumiał zasad życia opartego na wierze.
Balansowanie między tymi dwiema skrajnościami – wiarą a strachem – powoduje w życiu wierzących obawy, które utrudniają chodzenie po linie życia. Jeżeli jednak Bóg będzie oczekiwał, abyś wypuścił tyczkę z rąk, pamiętaj, by spadać od strony wiary.
To nie będzie łatwe. Poświęcenie tego typu nie przychodzi nam naturalnie. Wymaga autentycznego zaufania Wszechmocnemu Bogu, że zadba o nasze potrzeby. Nie zobaczysz, jak to działa, dopóki nie dasz mu przyzwolenia na to, by prowadził cię w twoim życiu tak, jak On tego chce.
Nawiasem mówiąc, zasada poświęcenia dotyczy wszystkich dziedzin naszego życia.
Pomyśl o Abrahamie. Bóg nakazał leciwemu mężczyźnie poświęcić swego jedynego syna, tego, przez którego miały wypełnić się Boże obietnice. Gdy czytamy Księgę Rodzaju, rozdział 22, widzimy, że ów wierny Boży sługa poprzez swoje czyny powiedział: “Boże, jesteś dla mnie najważniejszy. Jeżeli mówisz mi, że mam poświęcić tobie mojego ukochanego syna, tak bliską mi osobę, to zrobię to. Jestem gotów.”
Być może masz w swoim życiu osobę, która wiele dla ciebie znaczy, do tego stopnia, że relacja ta zajęła miejsce Boga w twoim życiu. Bóg polecił Abrahamowi, by złożył swojego syna na ołtarzu w ofierze. Ołtarz, na którym my powinniśmy składać Bogu ofiarę, znajduje się w naszym umyśle, jest kwestią naszej woli. Czasem ofiarowanie relacji czy czegoś, co jest dla nas ważne, jest trudniejsze niż odmówienie sobie jedzenia. Poświęcenie kogoś, w sensie oddania tej relacji Bogu, jest bardzo bolesne emocjonalnie.
Czasem jest tak, że rozwijamy zażyłość z daną osobą, czując jednocześnie, jak nasza więź z Bogiem słabnie. Trwamy w tej relacji, mając nadzieję, że nasz kontakt z Bogiem jakimś sposobem sam się naprawi. Bóg jednak mówi: “Wybierz mnie. Bądź gotów poświęcić tamtą relację.”
Być może jesteś bardzo przywiązany do jednego ze swoich dzieci, wnuków lub przyjaciół. Obserwujesz, jak osoba ta rusza w kierunku, który twoim zdaniem nie jest najlepszy. Nie możesz się z tym pogodzić. Może jest tak, że obawiasz się, że zostaniesz w jakiś sposób w tym wszystkim pominięty. Tak czy inaczej… oddaj to Bogu. Nie bój się tego wypuścić. Poluzuj nieco uścisk. Nie zwlekaj, by ofiarować tę sprawę Bogu.
Jest raczej wątpliwe, aby Bóg oczekiwał, że za jednym zamachem będziemy w stanie oddać Mu każdą relację, każde pragnienie i każdą decyzję. Zamiast tego, Bóg cierpliwie czeka, aż będziemy gotowi, by ofiarować kolejne sprawy krok po kroku… jedna osoba na raz… jedna decyzja na raz.
Gdy będziemy w tym konsekwentni, będziemy coraz bardziej doświadczać bliskości z Bogiem oraz płynącej z tego radości.